O bohaterze słów kilkoro |
Kim był Franciszek Antoni Leopold Lafontaine - nosił on, bowiem zgodnie z ówczesną modą aż trzy imiona, choć używał najczęściej tego ostatniego i pod nim był powszechnie znany. Już na wstępie wypada zaznaczyć, iż nie był Polakiem. Urodził się w małym, wirtemberskim miasteczku Biber (można się również spotkać z cytowaniem współczesnej nazwy tej miejscowości - Biberach) 14. I. 1756 bądź 18. I. 1756 roku w rodzinie o korzeniach francuskich, gdyż wśród jego przodków byli uchodźcy – hugenoci. Mówił piękną polszczyzną, o czym pisał Franciszek Chłapowski - choć zdania w tym temacie są podzielone - ale do końca życia nie wyzbył się nietypowego akcentu, oraz powiedzonka, które, szczególnie poirytowany wtrącał w tok rozmowy „...diabeł porwaj...”. Jak wielu Mu podobnych, którzy w kraju nad Wisłą znaleźli dla siebie drugi dom, tej nowej ojczyźnie przez wiele lat: „...swoich pożytków zapomniawszy służył uczciwie...”. Każdy z okresów jego dość długiej drogi życiowej i zawodowej godzien jest przynajmniej krótkiego omówienia. Zapoznając się, bowiem z nimi można w Leopoldzie Lafontaine, tym oddanym ludziom warszawskim lekarzu „…jednej z najsympatyczniejszych postaci, pośród wielkiej gromady obcych lekarzy, którzy szukali w Polsce szczęścia…” przełomu XVIII i XIX wieku widzieć protoplastę wielu kierunków badań naukowych tak w dyscyplinach klinicznych – tu przede wszystkim w dziedzinie chirurgii i okulistyki - jak i w niezwykle istotnej oświacie zdrowotnej, której był krzewicielem. |
Do Polski przybył wraz z zaborczym wojskiem austriackim z tzw. kwarantanny bukowińskiej, gdzie pracował około 1781 roku. Dość szybko podał się do dymisji i w 1782 roku po krótkim pobycie w Tarnowie przeniósł się do Krakowa. Po przybyciu do tego miasta nawiązał bliski kontakt z wieloma wykładowcami zreformowanej przez Komisję Edukacji Narodowej uczelni, jaką był Uniwersytet Jagielloński podówczas zwany Akademią Krakowską. Przypuszczalnie uwierzytelnił tam swój dyplom lekarski pod kierunkiem Rafała Józefa Czerwiakowskiego, o czym wspomina Michał Bergonzoni pisząc iż, „…zdawał sprawę przed Professorami…z najcięższych działań chirurgicznych jako to Litotomii i Katarakty…”. |
|
Prowadził również praktykę prywatną, która przyniosła mu dość spory rozgłos i wówczas w nieznanych bliżej okolicznościach spotkał się z księżną Izabellą z Czartoryskich Lubomirską, która zaproponowała nowo poznanemu, a już sławnemu w mieście i okolicy medykowi posadę lekarza uzdrowiskowego w odziedziczonych po swoim ojcu Auguście Czartoryskim nieodległych Krzeszowicach. Tam, od 1779 roku podejmowano próby leczenia wodami mineralnymi z dwóch źródeł bijących w tej miejscowości. |
Nowa właścicielka intensywnie pracowała nad rozwojem uzdrowiska, rozbudowano domy mieszkalne i system pawilonów kąpielowych, zadbano też o okoliczną ludność organizując dla niej szpitalik. Przeprowadzono również badanie samych wód z obydwu ujęć, czego podjął się Jan Dominik Jaśkiewicz profesor chemii Szkoły Głównej Koronnej jak podówczas w oficjalnych dokumentach, nazywano Uniwersytet Jagielloński. Zagadnieniu temu poświęcił jeden ze swoich wykładów, który wygłosił w 1783 roku. Leopold Lafontaine nawiązał z nim bliski kontakt, a nawet przedłożył projekt sztucznego wysycania wód krzeszowickich dwutlenkiem węgla, co czyniłoby je smaczniejszymi i łatwiejszymi do picia dla kuracjuszy. |
Krzeszowice, położone w niewielkiej odległości od Krakowa, urzekały wszystkich swoim położeniem, były miejscem nie tylko kuracji czy przyjemnego spędzania wolnego czasu, ale stały się nawet natchnieniem dla poetów m. in. Franciszka Wężyka i Brunona Kicińskiego. W późniejszym okresie czasu piękno tej miejscowości opiewał Konstanty Majeranowski w swojej książce „Pamiątka z Krzeszowic”, do której dołączył wspomnienie o hrabim Arturze Potockim, który ratował tam swoje zdrowie i siły nadwątlone podczas kampanii rosyjskiej 1812 roku. |
Leopold Lafontaine rozpoczynając pracę, jako ordynujący lekarz uzdrowiska prowadził ją dwutorowo. Nie tylko, był medykiem spieszącym z pomocą i badającym kuracjuszy, ale i naukowcem, gdyż starał się dokumentować efekty zabiegów oraz innych walorów leczniczych wód mineralnych oraz klimatu panującego w miejscowości. Myśląc kategoriami jak najbardziej współczesnymi starał się dostrzec w terapii uzdrowiskowej nie tylko leczenie określonych dolegliwości, ale jeden z istotnych mechanizmów kompleksowego wpływania na stan organizmu człowieka. |
Na tym polu był rzeczywiście nowatorem, gdyż same opisy wód mineralnych oraz skutków ich używania są w literaturze polskiej zdecydowanie dużo starsze. Na pierwszym miejscu wypada wymienić pracę „Cieplice” Wojciecha Oczki dzieło zapoczątkowujące polską balneologię, klasyfikujące wody mineralne i lecznicze występujące w Polsce, opisujące ich działanie oraz podające metody leczenia nimi, jakie ukazało się w Krakowie w 1578 roku, w którym też zawarł swoją sentencję „…ruch jest w stanie zastąpić prawie każdy lek, ale wszystkie leki razem wzięte nie zastąpią ruchu…” W okresie późniejszym Erazm Sykstus ze Lwowa pisał o źródłach w Szkle. Przypadły one bardzo do gustu królowi Janowi III Sobieskiemu, który tak je scharakteryzował w jednym z listów do Marysieńki: „…jest to woda, w której jest i siarka i saletra, ale sama przez się jest zimna; pachnie jakby jajcami pieczonymi…opisał ją jeden doktor bardzo przedni…”. Ciekawą pracę poświęconą również wodom mineralnym napisał także Andrzej Krupiński przeprowadzając badania kilku źródeł szczególnie wzmiankowanej już w tytule „…wody Kozińskiej…”. Temat ten jak widać budził zainteresowanie medyków, lecz raczej, szczególnie w drugiej połowie XVIII wieku był wyrazem rozwijającej się mody na bywanie „…u wód…”. |
Po przybyciu do Krzeszowic Leopold Lafontaine z wielką starannością rozejrzał się po okolicy, która i jego zachwyciła krajobrazem oraz innymi czynnikami, które współcześnie wchodzą w skład kompleksowej medycyny uzdrowiskowej. Dał temu wyraz we wprowadzeniu do swojego dzieła, część zasadniczą poprzedzając wstępem zatytułowanym „O położeniu Krzeszowic y Rozrządzeniu tyczących się Kompieli”. Nie zaniedbał nawet zacytować wierszy wyrytych na jednej z pobliskich skałek wapiennych. Oto owe strofy |
„…o wy Skały przedwieczne pięknych jestestw świadki
kto z dzieci był piękniejszy, kto z piękniejszey Matki
wdzięk miłość dobroć duszy postacią ich były
szczęśliwy, kto was widział Ciż, co z wami żyły…”. |
Po tekście zaś, zamieścił rycinę przedstawiającą ogólny widok miejscowości. Autorem tego obrazka jak podaje w swojej „Bibliografii polskiej Stolecie XV – XVIII w układzie abecadłowym” Karol Estreicher był C. M. Gröll (konkretnie Karol Michał) syn warszawskiego drukarza i księgarza Michała Gröla, uczeń Daniela Chodowieckiego, jeden z pierwszych rytowników polskich uprawiających na szeroką skalę grafikę ilustracyjną oraz użytkową. Przypuszczalnie spod jego rylca wyszła większość ozdobnych zastawek, jakie można znaleźć w książce Leopolda Lafontaine. |
|
|