Wyjazdy i przejażdżki – pomiędzy sferą prywatną a publiczną życia dworskiego
|
Rytm życie królewskiej rodziny polegał na przenikaniu się sfery publicznej z prywatną. Wszelkie uroczystości, podczas których dążono do gloryfikacji osoby władcy miały wymiar publiczny, ponieważ oddawano w ten sposób hołd potędze Rzeczypospolitej. Ceremonialne wjazdy, których nie będę w tym miejscu omawiać, ukazywały splendor władcy, jako triumfatora i powagę urzędu, który piastował. Z tego powodu zrodziła się potrzeba wykorzystania elementów, które wywoływałyby podziw i ostentację. Wizerunek władcy-triumfującego na wspiętym rumaku przywodził na myśl antycznych bohaterów i nadawał królowi rys heroiczności, a nawet boskości. Jan Sobieski, już w czasie swojego wjazdu koronacyjnego potrafił olśnić zebranych sposobem, w jaki przekraczał bramy miejskie Krakowa: „Za tymi [senatorami i biskupami – przyp. Autor] pan sam na cudnym koniu siwym w błękitnej złotogłowej szacie z piękną bardzo wspaniałą, statecznie postępował z finezją”. Rumak króla-elekta miał na sobie bogaty, szczerozłoty i sadzony rubinami oraz szmaragdami rząd zdobyty pod Chocimiem w 1673 r. Nad królem niesiono baldachim, symbol jego majestatu. W kawalkadzie – zdaniem autora diariusza – postępowała piechota, kilka chorągwi (pancerna, wołoska i petyhorska), rajtaria, dragonia, półtora tysiąca koni, husaria i słudzy królewski przebrani we francuskie, kozackie i tatarskie stroje, wykonane ze szkarłatu, bławatów i adamaszków. | |
Zamiłowanie do blichtru, oddające raczej wschodnie i egzotyczne gusta, było szczególnie dostrzegane przez cudzoziemców wśród, których znalazła się Françoise de Motville, z dworu królowej francuskiej Anny Austriaczki. W 1646 r. dama była świadkiem wjazdu polskiego poselstwa do Paryża, przybyłego po Ludwikę Marię Gonzagę, księżniczkę do Nevers: „Tej zimy przybyła druga legacja Polaków, wspaniała i godna naszej ciekawości [...] Królowa wysłała na ich powitanie diuka d’Elbeuf wraz z dwunastoma osobami wysokiego stanu oraz karoce króla, księcia orleańskiego i kardynała. Mówiąc prawdę, okazały się one liche w porównaniu z tymi, które ci cudzoziemcy przywieźli z sobą i które przejechały całe Niemcy. Wjazd odbyli przez bramę Saint-Antoine z dużą powagą i w najlepszym porządku świata [...] Niektóre ich konie były pomalowane na czerwono, a ta moda, choć dziwaczna, nie raziła oczu”. W XVII w., dawne niewygodne powozy i brożki, zostały – zgodnie z modą francuską – zastąpione przez przeszklone, wyściełane aksamitami, welurami, ozdobione piórami, frędzlami, złoceniami, malowidłami i alegorycznymi rzeźbami. Również Sobiescy ulegli tej modzie i kilkukrotnie dokonywali zakupu karet w 1667 i 1668 r.: „Karetę posłałem kupować u p. podstolego koronnego po nieboszczku p. wojewodzie krakowskim [tj. Janie Wielopolskim – przyp. Autor]. Nie mogą się jej wychwalić wszyscy; [...] Także i koni sześć przy tejże wyprowadzono karecie, bardzo pięknych, a nie kosztowały w Wiedniu, tylko czternaście złotych. Karecie sam, słyszę, przyznawał M. l’Ambassadeur [tj. Pierre de Bonzy, opat Béziers – przyp. Autor], że bardzo piękna. Zwierciadeł w niej sześć, dobrze większych, niż w tej naszej szarej: wewnątrz aksamit piękny nowy, frenzle, ćwieczki bardzo piękne i bogate. Sama skrzynia, kozły, gałki i wszystko z żelaza, bardzo bogato złocone. Cała stoi jeszcze nie ruszona w Warszawie [...] ile do tak głównych koni, które muszą być te, coś wmść moja panno kupiła w Gdańsku. Szor też umyślnie dla nich zrobiono w Gdańsku bardzo piękny i bogaty. Jam też tu drugie sześć koni sprzągł tureckich gniadych (dziwnie pięknych w Polszcze nie było kupić nigdy)”. Okazją do tego zakupu stał się wjazd sejmowy Sobieskiego w asystencji, jak sam wyliczał, 60 gwardii, 250 dragonów, 100 hajduków węgierskich i 100 Tatarów. Z dalszej korespondencji Sobieskiego dowiadujemy się, że zakupy karet ponawiane były dwukrotnie w 1668 r. w Paryżu. Największym jednak majstersztykiem było stworzenie i wyposażenie karet triumfalnej króla oraz dwóch karet osobistych Jana III i Marii Kazimiery, które zostały podarowane w królewiczowi Jakubowi w 1691 r. Fragmenty malatury karet przetrwały do dziś. Wspaniałość królewskich powozów podkreślał zresztą rosyjski dyplomata Piotr Andriejewicz Tołstoj, który w 1697 r., oglądał królewską wozownię w Wilanowie: „W tymże wspomnianym domu zmarłego króla w wozowni stoi 8 jego karoc i 2 powozy – przepiękne i bardzo bogate, przedziwnej francuskiej roboty i przy wszystkich karetach i powozach są specjalne uprzęże przedziwnie bogate”. O zamówienie specjalnej karety we Wrocławiu lub Hanowerze zabiegała też królowa Maria Kazimiera Sobieska w lipcu 1698 r., czyli tuż przed swoim wyjazdem do Rzymu: „[...] która będzie jak najmniej trzęsła, na dobrych drągach, umiejętnie wykonanych, z giętkiego drewna. W środku powinna mieć czarny aksamit, tak samo pokrycie impériale [tj. lekko wypukły dach karety, obity skórą a od środka wyściełany drogimi materiami – przyp. Autor]. Sam dobrze wiesz, jak kareta powinna wyglądać, z frędzlami z czarnego jedwabiu i odrobiną złota, ozdobiona – o ile można – chwostami i taśmami. Nie chcę, by była nazbyt kosztowna [...] nie wiem , czy nie byłaby lepsza taka kareta z szarego aksamitu, a w środku i na pokryciu impériale, dać frędzle z jedwabiu czarnego i w kolorze złotym oraz takież pompony, i odpowiednio dobrane adamaszkowe firanki oraz kapę dopasowaną do reszty”. W kolejnych listach do syna Jakuba, królowa podawała jeszcze inne warianty uwzględniające kolor brunatny, nagietkowy i szkarłatny, tak by zaznaczyć swój wdowi stan. Wszystko służyło zatem jednemu – aby zachwycić widzów. Na tym polegała istota wjazdów paradnych. |
|
Ogólne zasady ceremoniału, na czele z precedencją rang, której – jak widać z przywoływanego wyżej fragmentu pamiętników – Polacy przestrzegali, zakładały określony porządek poruszania się nie tylko koni, ale i karet. Zalecano zatem, aby: „Nuncjusz jechał w karecie sam. Własne karety nuncjusz miały jechać za przysłanymi od króla tzw. poselskimi. Kareta królewska ma jechać na strzelanie z pistoletu. Wtedy nuncjusz miał wysiadać ze swojej karety, a z królewskiej minister własny od króla. Minister wygłaszał wtedy mowę po łacinie. Potem wsiadają obaj do karety królewskiej, nuncjusz siada w tyle, minister na przodzie”. Zgodnie z tymi, jaki i z innymi wskazaniami marszałkowskimi, zorganizowano w 1676 r. przyjazd posła angielskiego Lawrenca Hyde, późniejszego earla Rochester, który w Żółkwi złożył Janowi III gratulacje z okazji koronacji w imieniu króla Anglii Karola II. Po posła przybył koniuszy koronny Marek Matczyński i w towarzystwie licznych panów polskich, paziów i lokajów wyruszono do króla. Po drodze poseł wraz z koniuszym przesiedli się, do wysłanej przez króla Jana III karety, która nie tak dawno prezentowana była podczas wjazdu koronacyjnego i stanowiła dar króla Francji: „karoca królewska, która była aksamitna karmazynowa z wierzchu wszystkimi herbami i cyframi króla jmści złotem i srebrem haftowanymi, takież na niej wszystkie pasy były i szory takiż. Skrzynia zaś sama alias dno u karety, rogi, kozły bogato złocone. Konie 6. gliniaste, bardzo cudne neapolitańskie”. W podobny sposób witano w kwietniu 1694 r. posła bawarskiego: „[...] Tam zaraz do karety swojej, która była królowej jm. zielona aksamitna z tarantami, jmp. posła wziął, przed którą ludzie jmści w kawalkacie i rajtarie z nią, [...] Z tą aparencją wjeżdżał do zamku po piątej godzinie, na którą ludzie z przedmieściów i miasta patrzyli”. Z honoru poruszania się bogatą karetą korzystał także wróg polityczny króla wojewoda wileński i hetman wielki litewski Kazimierz Jan Sapieha. W lutym 1695 r. złożył on wizyty posłom cesarskim i francuskim: „in eo aparatu [tj. w swojej ozdobie – przyp. J.P.]: karetę jmci praecedebant [poprzedzało – przyp. autor] 20 karet, kawalkaty blisko 400 koni, liczyło się przed samego jmci karetą, z którym siedział jmp. wojewoda mścisławski [tj. Aleksander Jan Mosiewicz – przyp. Autor] i p. podskarbi litewski [tj. Benedykt Paweł Sapieha – przyp. Autor]”. Często jednak zdarzały się też uchybienia w ceremoniale, z czego rodziły się niezręczności. Przebywający w 1695 r. poseł cesarski Herman Jakub Czernin z Chudenic został, wbrew obyczajowi, powitany przez posła królewskiego wojewodę pomorskiego Jana Krzysztofa Gnińskiego u stóp schodów pałacu Denhoffów przy Krakowskimi Przedmieściu a nie na piętrze, jak nakazywał zwyczaj, a następnie zajął miejsce w karecie obok posła, twarzą do kierunku jazdy, a nie vis-à-vis niego. Te wydarzenia, niezależnie od zachwytu z orszaku złożonego z karet dostojników Rzeczpospolitej, szpaleru lokajów, janczarów i hajduków, zrobiły na pośle złe wrażenie i kazały źle sądzić o polskich obyczajach. |
Oprócz oficjalnych okazji, król Jan III Sobieski i jego rodzina znajdowali się w ciągłym ruchu, podróżując pomiędzy Warszawą, Wilanowem, Pielaszkowicami, Czemiernikami, Błudowem, Wysockiem, Lwowem, Stryjem, Dziedziłowem, Żółkwią, Złoczowem, Jaworowem, Jaryczowem, Oleskiem, Podhorcami, Kukizowem, Gniewem i Gdańskiem itd. Pomijam tu kampanie wojenne (na ziemiach cesarskich i w Mołdawii) oraz zjazdy sejmowe (m.in. w Grodnie). Zdaniem Jean-Françoisa Regnarda: „Dwór nie zatrzymuje się na długo na jednym miejscu. Jest on ustawicznie w drodze i to w drodze najprzyjemniejszej na świecie”. Był to odmienny styl życia od tego, jaki prowadził król Ludwik XIV w Wersalu. Nie istnieje jak dotąd pełne itinerarium króla, ale śmiało przyjąć można, że intensywność podróży była największa w pierwszych dekadach panowania króla, a od końca lat 80. aż do 1696 r. zaczęła słabnąć z uwagi na stan jego zdrowia. Zawężeniu uległ też horyzont geograficzny przejażdżek. Ograniczał się on do rezydencji królewskich w Wilanowie, Marywilu oraz podmiejskich pałacyków lub altan w Służewcu, na Solca i w Siekierkach. Każdy krok i podróż króla były jednak skrupulatnie odnotowywane w wydaniach gazetowych we Francji w „Les Nouvelles Ordinaires et Extraordinaires”, gdzie trafiamy na informacje o bytności króla w Białej Książęcej, w gościnie u siostry Katarzyny z Sobieskich Radziwiłłowej na przełomie 1677 i1678 r., w Radzyminie, gdzie w towarzystwie wojewody ruskiego Marka Matczyńskiego, król zjadł obiad a następnie wyprawił się do dworku matki oraz teściowej dwóch dworzan królowej pani Pleszewskiej w 1685 r. oraz w Kruszynianach w 1693 r., gdzie odwiedził Samuela Krzeczowskiego, pułkownika, który uratował króla w czasie pierwszej bitwy pod Pàrkanami. |
Największą tęsknotę król żywił jednak wobec ziem ruskich a podyktowane to było jego związkami rodzinnymi oraz koniecznością doglądania spraw gospodarskich ogromnego latyfundium. Podkreślmy, że król niemal do końca swych dni marzył o wyjeździe na Ruś i odbyciu kuracji w wodach szkielskich, przedkładając ich leczniczą moc nad źródła w Wiesbaden czy Augsburgu, co proponowała jego małżonka. Trudno jednak uznać, aby przejażdżki króla służyły wyłącznie rekreacji, bowiem w Żółkwi, Jaworowie i Złoczowie, król przyjmował interesantów szlacheckich, urzędników państwowych, posłów obcych dworów, odbywał audiencje i narady, w końcu urządzał uroczystości publiczne. Król musiał zatem i w takich chwilach dbać o swój wizerunek, na co niejednokroć narzekał. Nawet w czasie kampanii wojennej był obowiązany wyglądać dostojnie, co jemu jako żołnierzowi, wyraźnie nie odpowiadało i wręcz irytowało: „Nazajutrz jechaliśmy jeszcze górami mil trzy, z których zjechawszy, milę już równą i piękną drogą do Ołomuńca przyjechaliśmy, z wielką fatygą dla oracyj ustawicznych i dziwów tak, że się co dzień, jako do ślubu ubierać muszę i jak pan młody wjeżdżać z kawalkadą”. |
Analizując zapisy samego tylko K. Sarneckiego z jego dziennika i relacji listowych dochodzimy do kilku poważnych wniosków. Po pierwsze każda podróż była z wyprzedzeniem planowana i tylko, jakieś niezwykłe okoliczności mogły ją odwlec: „Dzień był bardzo przykry; gdyby taki był jak wczorajszy, pewnie by królestwo ichmście wyjeżdżali do Kukizowa, które się już wcale było dysponowało na przejażdżkę, ale ex tempore [od pewnego czasu – przyp. Autor] znowu muterunt consilium [tj. odmieniła się rada – przyp. Autor], przecież do Kukizowa nie wybiega dróżka dla widzenia wystawionego [i] skończonego tam pałacu”. W tym przypadku zła pogoda i brak odpowiedniej drogi odmieniły plany króla. Po wtóre, król odbywał zazwyczaj swoje wyprawy w otoczeniu m.in. królowej, synów z intencją rekreacji. Inaczej było, gdy towarzyszyli mu dygnitarze, duchowni oraz ambasadorzy – te przejażdżki obliczone były na zademonstrowanie im prosperujących dóbr króla i jego bogactwa. Wyprawiano się zatem do Jaryczowa, gdzie wznoszono nowe foryfikacje lub do „Amensu, gdzie miedź robią”. Po trzecie król rzadko, lecz i tak się zdarzało decydował się na samotne podróże zapewne, by ukoić smutek, zebrać myśli i „nabrać wesołości”. Sarnecki odnotował pojedyncze przypadki eskapad do Glińska, na Horaj koło Żółkwi i „w pole”, zaznaczając przy tym, że monarcha wracał przed zmrokiem, gdy przez ten czas królowa, organizowała poszukiwania, najpewniej martwiąc się o zdrowie małżonka. Jeszcze inny obraz odkrywa przed nami Jerzy Koziński, który dostrzegając królewski smutek z powodu wyjazdu córki Teresy Kunegundy do Brukseli w 1694 r. odnotował, iż: „Król jmść dotąd z myśli i z serca zapomnieć nie może dilectissimam filiam [tj. najukochańszej córki – przyp. Autor] i stąd chcąc sobie rozerwać fantazję przejeżdża się różnie z Warszawy a najczęściej do Wilanowa. Bawi tam po dniu i drugim. Po odjeździe owej, zaraz in crsatino [tj. nazajutrz – przyp. Autor] w niedzielę odjechał był do wioski pomienionej, stąd w poniedziałek sub hespero [tj. dosłow. pod jabłonie, w przenośni na wypoczynek – przyp. Autor] powróciwszy nazad, ledwie co wysiadł z karety”. Tęsknota i rozpamiętywanie pożegnania z córką sprawiły, że król nie mógł znaleźć sobie miejsca i próbował, jakoś poradzić sobie z emocjami. |
|
|