„Lach bez konia, to jak ciało bez duszy”, czyli o znaczeniu konia w czasach dawnych
|
Koń od czasów słowiańskich, obok niedźwiedzia, wilka i zająca, uważany był za zwierzę magiczne. Religijny i wróżebny status konia był szczególnie widoczny w społeczności Słowian połabskich. Czarno umaszczone i dzikie konie uznawano za zwierzęta poświęcone Trzygławowi, w którego świątyniach-wyroczniach w Radogoszczy, Arkonie i Szczecinie, przepowiadano, z chodu koni między włóczniami, utrzymanie pokoju lub rozpoczęcie wojny. Świadczyło to nie tylko o boskości konia, ale jego nadnaturalnym charakterze i pozycji przewyższającej przeciętnego człowieka. Takie myślenie o koniu trwało przez kolejne epoki. Było to szczególnie zauważalne po przyjęciu chrześcijaństwa, kiedy wyobrażenia konia odnajdujemy na monetach i pieczęciach, w przedstawieniach patronów rycerstwa: św. Michała Archanioła, Jerzego i Maurycego, co spełniało funkcje paramagiczne. |
Wartość militarna konia w kulturze rycerskiej została podkreślona przez Marię Ossowską, która stwierdziła, że: „mówiąc o walczącym rycerzu niepodobna, aby nie wspomnieć, jaką rolę odgrywa w walce koń. Koń nie darmo nosi własne imię. Jest to zwierzę, które w pełni świadomie bierze udział w walce i jest bezgranicznie wierne swemu panu. Czyta się w legendach średniowiecznych o koniach obdarzonych ludzkim głosem, o koniach które przezwyciężyły niedołęstwo starości, by jeszcze raz zapewnić zwycięstwo temu, kogo zwykły nosić na grzbiecie. W zamian rycerz przyczynił się do podniesienia rangi tego stworzenia czyniąc po dzień dzisiejszy jazdę konną szlachetnym zajęciem arystokracji”. Ten militarny aspekt podnoszący rangę konia, jako niezwykłego zwierzęcia wyraził także Jan Szymczak, który kilkukrotnie powtarzał, że: „bez konia nie byłoby więc rycerza, a także etosu rycerskiego w jego pełnym blasku!”. W ten sposób koń stał się symbolem przynależności do stanu rycerskiego oraz pełnoprawnym członkiem pocztu rycerskiego, a tym samym jednostki bojowej, jaką była kopia, w której najważniejszą rolę odgrywał konny kopijnik. Silnego i dobrego konia traktowano nawet, jako część uzbrojenia rycerskiego, tzw. arma bellica, obok: miecza, tarcza, zbroi i pozostałego ekwipunku żołnierskiego. O tym, że nie jest to tylko piękne zdanie przekonują badania Aleksandra Bołdyrewa, który zaznaczył, że w polskiej sztuce wojskowej XVI w., pomimo ogromnych różnic, które wyodrębniły ją ze średniowiecza, przewagę nadal utrzymywała konnica nad piechotą. W bitwie pod Orszą (1514 r.) strona polska wystawiła 14 tys. jazdy i około 3 tys. piechoty a pod Obertynem (1531 r.) 4,5 tys. jazdy i 1,5 tys. piechoty. Uprościć zatem można, choć z pełnym przekonaniem o prawdziwości tych słów, że szlachcic, aż do końca Rzeczypospolitej wszędzie stawał konno – w pospolitym ruszeniu, na popisach wojewódzkich, na sejmikach, sejmach, elekcjach lub z okazji uroczystości prywatnych i publicznych. | |
Rangę konia, jako stworzenia rycerskiego, określało prawo. W „Statutach wiślickich” z 1346 r. po raz pierwszy wprowadzono kary konfiskaty mienia, gardła i odsądzenia od czci za wykradanie koni. Prawo przewidywało też możliwość organizacji pościgu za koniokradem. Kolejne ustawodawstwo koronne z 1538, 1550 i 1557, 1620 i 1647 r., zakazywało handlu końmi i ich wywożenia z Królestwa Polskiego za granicę, co świadczyłoby jak wielką wartość łączono z koniem, jako zwierzęciem bojowym. Dodajmy, że pod koniec XV w. wartość uzbrojonego konia wahała się od 30% do 50% rocznych dochodów z nadanej ziemi, a w skrajnych przypadkach nawet 60-80% całego uzbrojenia. |
Wartość materialna dobrego i silnego konia wzrastała wraz z kolejnymi wiekami. Koń przewozowy tzw. woźnik wart był w XII w. równo 36 skojców, o połowę więcej niż krowa i niewiele mniej niż muł. Wiek później koszt wierzchowca ustalił się na poziomie 20-30 grzywien, która to suma równa była stadu złożonemu z 20 krów. W XV w. najbogatsi, m.in. arcybiskup gnieźnieński Jan Łaski i król Kazimierz Jagiellończyk, posiadali konie warte od 50 do 100 grzywien. Największe stadniny koni ulokowane były w Małopolsce, na Podlasiu, Wołyniu i Rusi. Nie oznaczało to wszakże, że polscy władcy i możni nie kupowali koni za granicą m.in. w Hiszpanii, Włoszech, na Węgrzech i w Turcji. Z kolei tzw. polskie konie, stanowiące krzyżówkę małego, prymitywnego konika stepowego z węgierskimi szekelami, tatarskimi bachmatami, hestrami szwedzkimi lub końmi arabskimi, anatolijskimi, perskimi lub turkmeńskimi sprzedawane były w XVII w. do Anglii, za koncesją królewską. W kraju konie wprowadzono do obrotu handlowego na targach i jarmarkach m.in. w Warszawie, Toruniu i Lublinie i lokalnie w Wiskitkach. |
Troska o zdrowie i dobrą kondycję koni zaowocowały rozwojem traktatów z zakresu weterynarii, czego dowodem stały się prace lekarzy i kawalkatorów Jordanusa Ruffusa „Liber de cura eqorum” (ok. 1250), Wawrzyńca Rusiusa „Medicina equorum” (Roma, 1430) oraz Carola Ruinisa „Infermitá del Cavallo” (Roma, 1598). Jednak nie tylko zdrowie koni stało się przedmiotem poradnictwa. Szczególną wagę zaczęto przywiązywać do stworzenia wzorowej hodowli. Dla polskich autorów pierwowzorem stała się praca włoskiego kawalkatora Federico Grisone „Gli ordine di cavalcare” (Neapol, 1550) oraz jego niemieckich odpowiedników Georga Engelharda von Löhneysen „Della Cavaleria” (Remlingen, 1609) i Christopha Jakoba Lieba „Practicaet Arte de Cavalleria” (1616). Literatura gospodarska omawiała rasy koni, ich hodowlę, urządzenie stajni, kwestie medyczne, sposób żywienia, źrebienia i tresury. Wspomnijmy tylko kilka tytułów dzieł – Adama Micińskiego „O świerzopach i ograch” (Kraków, 1570) Anzelma Gostomskiego „Gospodarstwo” (Kraków, 1588), Jana Ostroroga „Kalendarz gospodarski na horyzont Komaszeński” (Poznań, 1590), Krzysztofa Pieniążka „Hippika abo sposób poznania, chowania y stanowienia koni” (Kraków, 1607), które wieńczy najsłynniejsza praca marszałka wielkiego litewskiego Krzysztofa Dorohostajskiego „Hippika, to o jest o koniach xięga” (Kraków, 1603). Wszystkie zebrane prace wraz z prawodawstwem świadczyły o dużej świadomości w zakresie hodowli najlepszych gatunków. Sąd ten najlepiej oddają opnie cudzoziemców o wspaniałości polskich koni. Nuncjusz Fulvio Ruggieri w czasie pobytu w Rzeczypospolitej w 1565 r. stwierdził, że: „Konie polskie są bardzo dzielne, dość rosłe i piękne, w biegu mniej szybkie od tureckich, silniejsze jednak i piękniejsze od nich”. Zdanie to potwierdził także członek francuskiej misji pokojowej ze świty ambasadora Clauda de Mésmes – Charles Ogier w 1635 r., który był obserwatorem rewii polskiego wojska: „Szlachta polski, oni wszyscy, na pięknych rumakach, w zbroi świetnej i błyszczącej z zarzuconymi na plecy skórami panter, lwów i tygrysów; mają długie kopie podtrzymywane rzemieniem zwisającymi z siodła, na których końcu niżej ostrza, są jedwabne wstęgi, czyli proporczyki, które na wietrze furkocą i oczy wrogów błądzą”. Oczarowani egzotyką polskiej szlachty i husarii spektatorzy wydarzeń, pozostawali pod przemożnym urokiem reprezentacji. |
Koń nie był wyłącznie stworzeniem pozostającym w służbie człowieka, ale w istocie był – pośród całego świata fauny – towarzyszem jego życia. Zgodnie z zaleceniami kawalkatora G.E. von Löhneysena, a także teologa i reformatora religijnego Marcina Lutra koniom (i innym zwierzętom), jako dziełom Bożym, należało okazywać szacunek, darzyć je miłosierdziem i uprzejmościom. Familiarny stosunek nie sprowadzał się wyłącznie do teorii. Swoje głębokie przywiązanie wyraził, na początku swoich pamiętników Jan Chryzostom Pasek. W „Apostrophie” z 1656 r., zadedykowanej dereszowi, pamiętnikarz podkreślał symbiozę ze zwierzęciem, z którym wzrastał i którego doglądał a następnie ból po jego stracie w boju: „Nie takieć nasze miało być rozstanie/ Nie z takim żalem ciężkim pożegnanie;/ Tyś mię donosić miał jakiej godności,/ A ja też ciebie dochować starości” – bolał Pasek, w taki sam sposób, jak gdyby stracił ukochaną swojego serca. Również i Jan Sobieski żywił taki serdeczny stosunek do koni. Po przyjeździe z Warszawy do Pielaszkowic we wrześniu 1666 r. żalił się, iż: „Konie mam w niwecz schodzone i zmorzone, a co najlepszego skaleczone; bom tegom, któregom miał najukochańszego się zeń za tysiąc nie pojrzał czerwonych! A zawsze tak, jadąc albo wyjeżdżając z tej niecnotliwej Warszawy, stąd zawsze jakie, miast to korzyści, nowe wywiozę utrapienie”. Innym razem wygrażał swojemu słudze, iż: „Nie wiem, jeśli też wmść serce wiesz o tym, że Dominik, krawiec, mego siwego rumaka angielskiego nie odesłał z drugimi końmi od Wisły i nie wiem, gdzie go podział, i jeśli to była wola wmści, moja duszo i czy na nim jechał do Paryża samego, bo mi tu powiadają, że on udawał, jakobym mu go ja darował i chciał go był w Warszawie przedać”. Historia ta nie została objaśniona w dalszych listach i trudno domyślać się, jaki los spotkał niepokornego sługę. Faktem jednak jest, że przepełniony gniewem Sobieski grzmiał na domniemanego koniokrada. |
Największy dług wdzięczności miał król, zdaje się, wobec swojego kasztana o imieniu Pałasz, który przebył z królem całą kampanię wiedeńską i na którego grzbiecie król uciekł z zasadzki przygotowanej przez wojska tureckie w czasie pierwszej potyczki pod Pàrkanami w dniu 7 października 1683 r. To nadawanie imion koniom, także świadczy o pełnym uwielbienia stosunku Sobieskiego do koni. Poza wspomnianym Pałaszem, król posiadał także w swej żółkiewskiej stajni konia o dość szczególnym imieniu „Dziwak”, co oznaczałoby – zgodnie z rozumieniem staropolskim tego słowa – jakąś jego wyjątkowość . Miłość Sobieskiego do koni była silna, bo jak świadczą o tym wpisy Kazimierza Sarneckiego z grudnia 1693 i lutego 1694 r. schorowany monarcha, który nie mógł już wychodzić z pałacu żółkiewskiego, aby nie narazić się na zaziębienie, kazał przepędzać konie, które oglądał z okien w pokojach własnych lub królowej: „Po mszy św. zaraz król jmść nabywając świeżej aeryjej i próbując się z pokoju pierwszego wyglądał z okna. Rozkazawszy sobie przyprowadzić taranty świeżo ze stada swego sprzężone i rumaki z stajni, także z stada onego, kazał wyprowadzić na dziedziniec; z kwadrans tedy onym się przypatrywał, potem obiad jadł z dobrym apetytem”. Można zakładać, że widok poganianych i ćwiczonych koni miał wymiar terapeutyczny. Przypuszczalnie obraz ten nasuwał Janowi III wydarzenia lat minionych, kiedy był młody, sprawny i dzielny, co przynajmniej na chwilę dodawało mu sił i wprawiało go w dobry nastrój. |
|
Jan Sobieski przez całe swoje życie nabywał konie do swojej stajni oraz dbał o ich utrzymanie. Nieraz pomagała mu w tym Maria Kazimiera, która w 1668 r. pośredniczyła w zakupie we Francji i transporcie zwierząt do Gdańska. Na podstawie badań Magdaleny Ujmy, która przestudiowała rachunki marszałka i hetmana wielkiego koronnego a potem króla z lat 1665-1696, stwierdzić można, że Sobieski posiadał największe stadniny w Żółkwi i Złoczowie. Poza zakupami koni i klaczy, które kosztowały od 350 do 430 złotych, Sobieski przeznaczał wysokie sumy na utrzymanie zabudowań stajennych (1 850-21 000 złp.), lekarstwa dla koni (200-254 złp.) oraz na utrzymanie masztalerzy, stadników i furmanów (450-17 000 złp.). Korespondencja sług i oficjalistów klucza żółkiewskiego, pozwala także sądzić, że król – niezależnie od oddalenia i przebywania w Warszawie lub Wilanowie – cały czas zajmował się sprawami gospodarczymi swych włości, w tym hodowlą koni. Za pośrednictwem Samuela Brochockiego, monarcha prosił generalnego administratora dóbr żółkiewskich Andrzeja Wolskiego o informacje względem kobyłek, które się oźrebiły (8 maja 1688), nakazywał wypasanie klaczy na trawie i odprowadzenie reproduktorów lub klaczy do Jaworowa (10 września 1688; 8 marca 1689), prosił o wybór spośród stada konia gliniastego dla kobyłki (23 marca 1690), decydował o krzyżowaniu koni m.in. klaczy, której zdechło źrebię z koniem neapolitańskim, klaczy „foriterskiej” z koniem wezyrskim, czy siwego konia tureckiego z gniadą klaczą: „by urodziła konika pięknego” (11 maja 1690) oraz odesłania do Kukizowa dwóch klaczy na odchowanie (29 kwietnia 1692). Zdarzało się jednak, że Brochocki krytykował Wolskiego za nieprzemyślane zakupy koni, które mogły rozgniewać króla, m.in. za przyjęcie pewnego konia w kwietniu 1690 r. od jakiegoś Kozaka: „[...] co chudy był. Choć byśmy to wmści panu tak siła o niego wyrazili, lubośmy do wmść pana pisali [...]. Już bym na waszym miejscu słowem tego konia nie kupił ani bym tego nie powiedział bo, to koń stary, chory i dychawiczny, czego wszystkiego i podobieństwa nie ma. Chorowity także i wątpię, aby się na stajni żółkiewskiej tak zdrowego, dobrego mieli. Ja się dziwuję, że mi go posłano”. |
Wiele koni znajdujących się w posiadaniu Jana III pochodziło z podarków. Stanowiły one materialne potwierdzenie wiary, zaufania, lojalności, przywiązania do planów politycznych a nieraz, ze względu na swoją wartość, także formę przekupstwa. W przypadku darów otrzymywanych przez Jana III Sobieskiego i świadczonych na rzecz różnych osób możemy mówić o budowie całego systemu protekcyjno-klietalnego, który wspierał gmach polityki obozu regalistycznego. Powracającej, w październiku 1693 r. z Żółkwi do Warszawy, rodzinie królewskiej, wojewoda bracławski i starosta grodecki Jana Gnińskiego wręczył kolejno, królowi: „konia pięknego, ogiera brudnowilczatego, królowej jejmści cugi koni, królewiczom ichmściom po koniu barzo pięknym a królewiczowej jejmści pierścień diamentowy”. Ten gest wzmacniał troskę gospodarza o swoich gości, którzy w drodze zajechali do jego dóbr w Wiszeńce, stanowił dowód jego oddania oraz podkreślał bogactwo i pozycję jego samego. Niedługo później, bo w grudniu 1693 r. Jan III otrzymał od jezuity ojca Karola Maurycego Voty osiem klaczy neapolitańskich, które obok abrysów architektonicznych, „obrazów nagich”, kopersztychów i pozytywu, tworzyły niezwykle cenny dar i powiększały splendor królewski. Innym razem z okazji imienin obchodzonych we Lwowie w czerwcu 1694 r., monarcha otrzymał od swojego syna, królewicza Aleksandra konie z jego czemiernickiej stajni. Podobny prezent wręczyli królowi kasztelan krakowski Stanisław Jan Jabłonowski, który dołączył jedwabne kobierce przetykane złotą i srebrną nicią oraz wojewoda bełski Adam Mikołaj Sieniawski, który darował konia szpakowatego. Tym razem wielkość i wspaniałość podarków od ludzi oddanych Sobieskim miała kontrastować z niewdzięcznością Lubomirskich tj. marszałka wielkiego koronnego Stanisława Herakliusza Lubomirskiego i jego brata podskarbiego koronnego Hieronima Augustyna, którzy wykpili się mało wartościowymi prezentami i równie zdawkowymi życzeniami. |
W dyplomacji konie uznawano za dar dość cenny, lecz nie tyle, co wspaniałe przedmioty zbytku wykonane z metali szlachetnych. W XVII w. utarł się zwyczaj przywożenia polskich koni na dwór papieski i wręczania ich kardynałom lub nepotom, którzy mogli zapośredniczyć lub wesprzeć działania polskich legatów. Konie i bogate rzędy końskie, były też ofiarowywane polskim dyplomatom podczas negocjacji na dworze sułtańskim, czego dowodem było wspaniałe siodło podarowane wojewodzie kaliskiemu Stanisławowi Małachowskiemu przez sułtana Mustafę II w 1699 r. na zakończenie rokowań pokojowych w Karłowicach. Tak też król Jan III wielokrotnie darował swoje wspaniałe konie, by wyświadczyć w ten sposób podziękowanie konkretnej osobie i zjednać ją sobie dla swoich planów. W 1680 r. monarcha nakazał oddanie Janowi Chryzostomowi Paskowi ze stajni jaworowskiej konia tureckiego w zamian za wydrę, którą pragnął mieć w swoim zwierzyńcu. Szlachcic wzbraniał się przed tą wymianą, ale wyraźną intencją króla było, by szlachcic nie czuł się urażony bądź poszkodowany stratą ukochanego zwierzęcia. Z polecenie króla sługa Strzelewski przywiódł konia: „bardzo pięknego z kazał go oddać w siadaniu bogatym. Ja powiedziałem, że nie tylko pieniędzy, ale i konia nie wezmę, bobym się tego wstydził, że tak nikczemny podarunek, [za] takie odbierać honoraria”. Ostatecznie jednak Pasek uległ. Podobny dar król sprezentował księciu lotaryńskiemu Karolowi w 1683 r., chcąc zacieśnić z nim przyjaźń dynastyczną i nagrodzić współuczestnika kampanii wiedeńskiej. Inna informacja o „końskim darze” pochodziła z 23 maja 1693 r., kiedy król na odjezdnym posła bawarskiego barona Marxa Christopha Meyera, wręczył dyplomaci bogate upominki – diamentowy pas z klamrą, polską szablę ze srebrną oprawą, sadzoną diamentami i jaspisami, dwie bogate zasłony tureckie, dywany, kobierczyki, diamentowe zegary i pierścienie oraz.... kasztanowatego ogiera z Turcji z bogatym rzędem husarskim i aksamitnym siedzeniem. Wszystko to służyło utwierdzeniu polsko-bawarskiego aliansu, za sprawą wynegocjowanego układu matrymonialnego pomiędzy elektorem Maksymilianem II Emanuelem a Teresą Kunegundą Sobieską. Do tego przeglądu dodać należy wieść z marca 1696 r., kiedy król delegował Samuela Brochockiego, aby postarał się przywieść z Żółkwi konia bachmata, którego zamierzał oddać posłowi moskiewskiemu. Szczegółowe zlecenie Brochockiego do A. Wolskiego mówiło o, tym: „abyś zaraz tego konia wyprawił wraz z masztalerzem. Na koniu dobrym z tym listem do Machcińskiego, abym go wydał, na którego posyłam uzdeczkę. Niechże wtedy i tę uzdeczkę tenże masztalerz weźmie ze sobą, aby go miał w czym przyprowadzić”. Król, chcąc podkreślić swoją życzliwość względem, tych ze szlachty, którzy przebywali w służbie na dworze oraz pragnąc zacieśnić więzi nawet z dalekimi powinowatymi, ofiarował kolejno dary złożone z koni. Tym sposobem sześć gniadych rumaków oraz kareta dostało się staroście liwskiemu Andrzejowi Rostworowskiemu, który w kwietniu 1692 r. pojął za żonę pannę Lawiler z fraucymeru królewiczowej Jadwigi Elżbiety Sobieskiej oraz przeznaczył „dwa karawany z końmi i trzy rumaki” staroście parczewskiemu Aleksandrowi Daniłowiczowi, który w początku marca 1695 r. poślubił podskarbiankę nadworną litewską Annę Denhoffównę. |
Szczególnie na tym tle prezentuje się podarek spod Wiednia, jaki król oddał za pośrednictwem Philippa Duponta swojej małżonce Marii Kazimierze w 1683 r., która oczekiwała wieści o bitwie modląc się przed tzw. Czarnym Krucyfiksem w katedrze wawelskiej. Koń wezyra i strzemię z rzędu końskiego należącego do Kara Mustafy, były nie tylko „żywymi listami” zapewniającym o wygranej bitwie i uratowaniu stolicy Cesarstwa od niewiernych, nie tylko propagandowym, widzialnym znakiem odsieczy, ale czułym podarunkiem, jakie każdy rycerz składał damie swojego serca na znak wierności i ukojenia jej smutków. Z czasem samo strzemię, zawieszone w ołtarzu kaplicy nabrało nowego znaczenia wotum dziękczynnego, a więc zyskało funkcje sakralne. |
|
Królewska stajnia Jana III pod koniec jego życia w 1695 r. złożona była z licznych stad klaczy. W specjalnych regestrach notowano ich rodowód, pochodzenie, jeśli pochodziły z daru, umaszczenie, wiek oraz przeznaczenie. Podsumowując najliczniejsze stado tworzyły klacze gniade (23), wilczate (11), kare (9) oraz siwe (7). Najmniej było dropiatych (2), kasztanowatych (2), szpakowatych (1), jabłkowitych (1), myszatych (1), wołoskich (1) i konopiatych (1). Poza nimi specyfikowano źrebce (tarantowe, wrone, cisowe, gniade, brudnoszpakowate, kare i dropiate). Pod koniec swojego życia król posiadał wspaniałe okazy i dbał o powiększanie stad. |
Stajnia była nie tylko odblaskiem prywatnego zamiłowania władcy do koni, ale traktowano ją, jako żywą kolekcję najlepszych okazów, które podobnie jak zwierzyńce prezentowano dostojnym gościom. Poza Sobieskim rumaki z upodobaniem kolekcjonował Zygmunt August, który posiadał wspaniałe konie w Knyszynie, Medyce i Trokach. Z podobnym uznaniem o stajni Zygmunta III w 1596 r. wypowiedział się Giovanni Paolo Mucante, mistrz ceremonii na dworze nuncjusza Enrico Gaetaniego: „[...] Gdy kardynał bawił u króla, my tymczasem poszliśmy widzieć stajnie królewskie; było tam wiele przepysznych koni, między tymi konik bułany, tak maleńki, iż lubom nań własnymi patrzył oczyma, jeszcze mi się to zdało nie tylko rzeczą zadziwiającą, lecz niepodobną do wiary. Cała wysokość jego nie dochodziła mi do pasa, z tym wszystkim tak proporcjonalny i kształtny, iż nic piękniejszego widzieć nie można było. Mówią, że chowają go dla królewicza Władysława, który jeszcze dwóch lat nie skończył. Przyprowadzono go z Litwy, gdzie podobne twory, nie tylko w bestiach, ale w mężczyznach i kobietach nie są rzadkie”. Konie wpisywały się zatem w szeroką wówczas kategorię osobliwości, ukazywanych gościom w specjalnych gabinetach. Stajnia królewska, w której zgromadzono okazy fauny, stanowiła przestrzenno-ideowe przedłużenie wünderkamery znajdującej się w pałacu i zachowała status przestrzeni dostępnej tylko dla wybranych, a zatem włączono ją w zespół pomieszczeń ceremonialnych. Pasje ojca – Jana III, podzielał na pewno królewicz Aleksander Sobieski, który w swych dobrach czemiernickich na Lubelszczyźnie posiadał wspaniałą stajnię, o której pisał jego zaufany sługa Jan Kosmowski: „Powróciwszy dziś z Czemiernik, gdziem umyślnie biegał widzieć konie wkmści dobrodzieja mego, jak źrebią tak i insze, dla uczynienia rzetelnej relacji o wszystkim. Przyjrzawszy się wtedy słusznie wypisuję wkmści panu i dobrodziejowi mojemu, że wszystkie piękne, wcale dobre. Wilczaty, czyli gliniasty źrebiec dziwnie się pięknie uczynił odmiany. Mu się poczyniła ekstraordynaryjnie siwy ogon i grzywa, które odmiany statek pokazuję. Jednym słowem miłościwy panie piękny i rzutny, sprawny, rączy. Za szczęśliwym do nas przybyciem, wielką wkmść będziesz miał w nim komplanację. Mówiłem jeszcze panu Ursułowi, aby jako najpilniejsze miał staranie. Jakoż w porządku widzę trzyma stajnię wkmści. Do Żółkwi jeździł według woli wkmści i wziął dwóch źrebiąt stamtąd, jednego swego [a] drugiego gniadego. [...] Kasztan się czyni i do się rosły. Z krocza chodzi, rączy. Ujeżdżają go powoli, ale natura mu to widzę dała, że go nie trzeba siła uczyć. Siwy zaś duży niezbyt w dobrym jeszcze ciele. Dół jakiś ma wąski, co i go szpeci, ale będzie dobry. Gniady do pola bardzo wkmści będzie wygodny”. Wszystko to decydował o wykorzystaniu koni do odbywania uroczystych wjazdów, długich podróży pomiędzy królewskimi rezydencjami, czy udziału w polowaniach, stanowiących część obyczajów dworskich. |
|
|
|